poniedziałek, 12 grudnia 2011

Senegalu początki berlińskie.

Do Berlina przyjechaliśmy wczoraj popołudniu. My - znaczy Abdul lub Laye i ja, czyli Bigos lub Wojtek;) Po co przyjechaliśmy wczoraj i gdzie jedziemy jutro? Po wizę do Mauretanii, a lecimy do Maroka. Wizy zdobyć się nie udało (kazali czekać 2 tygodnie), a plan Maroko nadal aktualny. Niestety będziemy musieli się trochę (jakieś 500 km) cofnąć. Wszystko przez wizę do Mauretanii - na granicy nie można, a w Berlinie trzeba czekać. Nie ma innej rozsądnej możliwości ponad Rabat. Jak na kontynentalną solidarność  przystało, Laye, obywatel Senegalu nie potrzebuje w Afryce (znaczy - na naszej trasie w Afryce) żadnych wiz, natomiast mi potrzebne są co najmniej dwie. Jeśli pojedziemy dodatkowo do Gambii, to potrzebna będzie i trzecia. Na razie skupmy się jednak na dotarciu do Senegalu. Przed nami około tydzień drogi. Berlin-Agadir-Rabat-Casablanca-Dakhla-Nawakszut –Dakar. Czas mamy, a przygody lubimy, więc nie powinno być problemu. Mimo niepowodzenia „misji wiza” w Berlinie, czas spędziliśmy tu miło. Pochodziliśmy po industrialnej okolicy przy ulicy Revaler. Zobaczyliśmy Mauretańską ambasadę i zjedliśmy w rekomendowa przez Kornela miejscach :) Takie mini zwiedzanie lekko zakrapiane niemieckim browarkiem. Layowi podoba się, że nikt się tu na niego nie ogląda - po ulicach chodzi mieszanka ludu z całego świata:) A ja wykorzystywałem swój  turecki przy zamawianiu żarcia i drobnych zakupach :) Nie ma co, lubię Berlin. Takie luźne miasto. Mieszkamy w hostelu 7 min od stacji Warschauer Str.  W dużym pokoju podzielonym ściankami działowymi na mniejsze sekcje. Hostel Oddysey Globetrotter. 2 noce. Następną pewnie spędzimy w autokarze relacji Agadir – Rabat. Ludzi tu dość dużo, ale przez ścianki działowe w pokoju nie ma atmosfery szpitalnej. Jak na 8,5€ warunki bardzo przyzwoite :) Następny post pewnie już z Maroka :)




Pocztówki z Berlina.