Tego posta opublikować miałem znacznie wcześniej, ale trochę o nim zapomniałem. Nadrabiam straty a zaraz po tym napiszę podsumowanie całej wyprawy... No to po 2 tygodniach przenosimy się (niestety tylko wirtualnie) znów do Afryki...
Końcówka Rwandy
W ciągu moich ostatnich 2 dni w Rwandzie nie zdarzyło się nic nadzwyczajnego. Podróż z Kampali przebiegła bez większych ekscesów. Większość z około 10 godzin spędziłem wciśnięty między szybę autobusu, a ważącą tak na oko ze 120 kilo murzyńską panią. Tu należałoby zaznaczyć, że wiele autobusów w Afryce posiada po 5 (a nie 4 jak u nas) siedzeń w jednym szeregu. W takim przypadku siedzenia są troszkę węższe niż normalnie… Co jak co, ale do komfortowych ten przejazd nie należał;) Dodatkowym mankamentem było długie czekanie na granicy, gdzie rzeczywiście było pieruńsko zimno (polar ledwo co wystarczał). Przeprawa trwała długo, ponieważ Rwandyjskie służby muszą dokładnie (dokładnie po afrykańsku a nie po niemiecku;) przeszukać wszystkie autokary i podróżnych, głównie w celu wykrycia świadomej bądź nieświadomej kontrabandy plastikowych torebek (nielegalnych w Rwandzie). Dwa worki mi skonfiskowano, resztę udało mi się przemycić ;)
Do Kigali z Kampali przyjechałem około 5:30 rano i od razu poszukałem autobusu do Butare zwanego również Huye :D
Oddział banku Kigali w Huye :D
Miasto to jest intelektualną stolicą Rwandy – tam właśnie znajduje się narodowy uniwersytet oraz całkiem ciekawe muzeum etnograficzne (najważniejsze w kraju). Muzeum zobaczyłem jeszcze pierwszego dnia, a kolejnego udałem się do Gikongiro, gdzie znajduje się jedno z najbardziej dobitnych miejsc pamięci w Rwandzie… W małej wiosce koło Gikongiro w 1994 roku powstała nowa szkoła. Gdy zaczęły się masakry, władze nakazały miejscowym Tutsim udać się do owej szkoły, gdzie mieli oni być bezpieczni. Około 40 tys. Osób schroniło się w budynkach należących do placówki. Po jakimś czasie przybyły bojówki Hutu i w ciągu jednego dnia wymordowały praktycznie wszystkich. Obecnie znajduje się tam muzeum podobne to tego w Kigali, ale klasy wypełnione są zmumifikowanymi ciałami, czaszkami i kośćmi ofiar. Robi to naprawdę przygnębiające wrażenie…
Po wizycie w Gikongiro pojechałem już do Kigali, gdzie zjadłem coś przy dworcu a następnie „koczowałem” w okolicy lotniska kilka godzin, jako że samolot miałem w środku nocy. Przy okazji podróży mototaksówką na lotnisko przekonałem się, że wcześniej nie widziałem dużej części Kigali. Nie byłem świadomy, że pomiędzy budynkami rządowymi (są na zdjęciach na picasie), a lotniskiem rozciąga się luksusowa dzielnica pełna drogich hoteli, budynków administracyjnych i ambasad. Może innym razem uda się mi ją bardziej rozpoznać…
I tak to mniej więcej dotarłem do końca mojej afrykańskiej wyprawy. Niestety. Bilet był promocyjny i nie można go było przebookować. Ale mam nadzieję, że jeszcze wrócę do Afryki. Warto!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz