środa, 30 marca 2011

Stolica kawy, stolica kolonialna oraz stolica smutku i nostalgii...

Jak byłem na Wybrzeżu Moskitów, szukałem internetu gdzie się da. Na ogół bez skutku. Teraz mam internet za dramo w hostalu, w którym siedzę już  czwarty dzień i dopiero zabrałem się za napisanie jakiegoś posta... Tak to już jest.

Ostatnio odzywałem się, jak byłem w Matagalpie, czyli tytułowej stolicy kawy. W Matagalpie tak mi  się spodobało, że posiedziałem tam prawie 5 dni... W końcu byłem w normalnym mieście z bankiem, supermarketem, tanim internetem i innymi dogodnościami. Mataglpa jest malowniczo położona w górskiej kotlinie i stanowi idealną bazę wypadową do takich atrakcji jak nikaraguański Schwarzwald (czarny las) czy drugiej kawowej stolicy - Jinotegi.

Jak na kawową stolicę przystało, w Matagalpie znajduje się muzeum kawy, będące jednocześnie muzeum miasta. Z ciekawostek... Kawę do Matagalpy przywieźli... Niemcy. Istnieją dwa główne gatunki kawy 0 - arabica i robust. Arabiki jest na świecie więcej i jest ona lepszej jakości.  W muzeum dokładnie opisany jest cały proces powstawania czarnego trunku. Nie wiedziałem, że jest to aż tak komplikowane. Scena znana nam z reklamy, kiedy to ekspert bada kawę ziarenko po ziarenku nie jest aż tak daleka od prawdy. Wiadomo, że nie bada się każdego ziarenka z osobna, tylko pewną próbę, ale jakość ziaren jest bardzo ważna. Szczególnie tych, przeznaczonych na rozsiew. Jeśli z danego krzaka 5% ziaren jest wadliwych, nie używa się go jako źródła nasion. Dodatkowo bardzo ważna jest czystość gleby, okres sadzenia i zbiorów. Wykonanie jakiejkolwiek czynności za wcześnie bądź odrobinę za późno prowadzi do spadku jakości napoju. W zależności od tego, co się spartaczy kawa może być zbyt kwaśna, mieć mdły smak, posiadać posmak owoców lub octu lub w ogóle nie nadawać się do picia.

Wiadomo, że kawy nie uprawia się w mieście, dlatego celem uzupełnienia wizyty w muzeum udałem się do osady Selva Negra. W latynoskim hiszpańskim oznacza to właśnie Czarny Las. Osadę założyli w XIX wieku Niemcy, utworzyli prywatny park krajobrazowy no i oczywiście plantację kawusi. W Salva Negra również znajduje się muzeum kawy w dawnym młynie, a dodatkowo możemy zaobserwować cały proces produkcyjny na żywo. Niestety w chwili obecnej jest już po zbiorach i jedyne co można zobaczyć to krzaki kawowe z zielonymi owocami... Ale Selva Negra to nie tylko kawa. To także bardzo ciekawe szlaki pośród lasów mglistych. Dobrze oznakowane i zadbane, jak na potomków Niemców przystało.

Z Matagalpy zrobiłem sobie też wycieczkę do kolejnej kawowej stolicy - Jinotegi zwanej miastem mgieł. Kiedy ją odwiedziłem nie było żadnych mgieł i świeciło ostre słońce. W Jinotedze nie ma zbyt wiele do zobaczenia i jedne co można zrobić to wejść na Górę Krzyża i podziwiać widoczki.

Selva Negra.

Selva Negra.

Kawowe krzaki.

Katedra - Matagalpa.

Widok na Jinotegę.


Stolicę kawy mamy już opisaną, więc przejdźmy do stolicy kolonialnej. Tu na myśli mam Granadę, czyli dawną stolicę Nikaragui i jedno z najstarszych miast w tym kraju. W Granadzie, jak wcześniej napisałem, siedzę już 4 dzień. Tak samo jak w przypadku Matagalpy, nie siedzę tu cały czas, tylko używam tego miejsca po części jako bazy wypadowej... Dodatkowo z Granady chcę popłynąć promem na największą wyspę na największym jeziorze Ameryki Środkowej - wyspę Ometepe na jeziorze Nikaragua. Prom odpływa tylko w poniedziałki i czwartki, dlatego muszę tu chwilkę poczekać. W poniedziałek płynąć nie chciałem, bo nic w Granadzie nie zdążyłbym zobaczyć. A ma miasteczko urok. Wszystko w kolonialnym stylu - wielkie kościoły i małe domki wzdłuż prostopadłych uliczek. Większość zabytków jest odnowiona, co wcale nie jest normą w tym kraju. Pełno tu też tusrystów. Zarówno backpackerów jak i grup zorganizowanych. Poznałem tu kilka ciekawych osób, mimo że hostal w którym się zatrzymałem jest prawie pusty. W poniedziałek byłem z jednym Anglikiem i miejscowym przewodnikiem Miguelem na Laguna de Apoyo - jeziorze w kraterze wulkanu. Tam siedzieliśmy kilka godzin w restauracyjce nad wodą sącząc rum Flor de Cana (najbardziej znany nikaraguański trunek) i kąpiąc się w siarkowatej wodzie od czasu do czasu. Super miejsce, żeby się zrelaksować... Dziś w planach mam szlajanie się po Granadzie i porobienie kilku zdjęć, a także wizytę u fryzjera i kąpiel w jeziorze :)



Laguna de Apoyo.

Katedra i Jezioro - Granada.


Na koniec o stolicy smutku i nostalgii... Tak nazwałem właściwą stolicę Nikaragui - Managuę. Ze stolicami krajów środkowoamerykańskich jest tak, że raczej się je omija. Nie ma w nich zbyt wielu atrakcji, a do tego są brudne i niebezpieczne. Tak samo jest w przypadku Managui. Jedak korzystając z okazji, że Granada znajduję się 50km od tej "metropolii", postanowiłem się tam wybrać. Nie spodziewałem się niczego nadzwyczajnego, ale to co zobaczyłem można nazwać obrazem nędzy i rozpaczy. Managua to chaotyczne, brudne miasto, bez wielu dużych budynków i zniszczonym od prawie czterdziestu lat centrum. Pełno w nim żebrzących i bezdomnych, a gdzieniegdzie widać typowe slumsy zbudowane z kartonów, blachy i czego się tam da. Niegdyś najważniejszym zabytkiem miasta była katedra. Obecnie jest ona w stanie rozkładu po trzęsieniu ziemi w 1972 roku. To samo dotyczy całego dawnego centrum. Odbudowano kilka budynków, a resztę wyburzono lub pozostawiono w stanie zniszczonym. Obszar wokół katedry w ogóle nie przypomina centrum miasta. znajduje się tam co prawda teatr i muzeum, a także kilka budynków rządowych, ale poza tym to opuszczony obszar, praktycznie bez przechodniów na ulicy. Dodatkowo każdy ostrzegał mnie żeby nie iść za katedrę bo mnie okradną, i żeby aparatu za dużo nie pokazywać. Wolałem zastosować się do zaleceń, choć zdjęć napstrykałem całkiem sporo. Mimo wszystko nawet w dzień okolica nie sprawiała dobrego wrażenia. W nocy raczej bym się tam nie zapuszczał. Po starym mieście odwiedziłem bardzo przygnębiające parki ze zniszczonymi ławkami, zardzewiałymi karabinami wbetonowanymi w ściany i wyschniętą roślinnością. W jednym parku grupa robotników w strojach roboczych grała w bejsbol :) Następnie udałem się na taras widokowy na kraterze małego wulkanu z jeziorkiem (wulkanów w Nikaragui jest pod dostatkiem), skąd roztacza się ładny widok na brzydkie miasto, wcale nie przypominające stolicy. Na koniec zahaczyłem o straszliwą nową katedrę wyglądającą jak niedokończone połączenie meczetu ze schronem atomowym oraz o centrum handlowe, niczym nie różniące od tych w Europie.

Poniżej wrzucam kilka fotek oddających smutek i nostalgię tego miejsca...

Slumsy.

Zniszczona katedra.

Plac Jana Pawła II

Karabinowe dekoracje w Parku Pokoju.

Robotnicy grający w bejsbol.

Dawne centrum.

Nowa katedra.

1 komentarz:

  1. ziom, z opisu i zdjęć myślałem, że to jakieś miasto po apokalipsie, zupełnie "upadłe" a tu patrzę w wiki a jest wielkości W-wy. A zdjęcie robotików mistrzowskie. Pozdro

    OdpowiedzUsuń